240 koni w SUVie klasy średniej? Nie zaproponuje Wam tego ani Mazda, ani Toyota, ani Renault, Ford, Honda czy Skoda. Volkswagen? Owszem, możemy kupić równie mocnego Tiguana z dieslem. No właśnie – z silnikiem wysokoprężnym. Trudno o lepsze potwierdzenie, że Subaru Forester XT to prawdziwy rodzynek.
7,5 sekundy do setki i prędkość maksymalna na poziomie 221 km/h. Szukając podniesionego auta z takimi osiągami, najczęściej musimy udać się do jednej z marek premium. Czy zatem Subaru… też jest premium?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: nie, to po prostu producent aut z charakterem. Trudno o bardziej sztampowy slogan, ale to stuprocentowa prawda – a żeby się o tym przekonać, wystarczy kilka chwil za kierownicą. I to wcale nie sportowego WRX STI, a choćby kompaktowego XV, czy najpopularniejszego modelu w Polsce – omawianego dzisiaj Forestera.
Legendarny „leśnik” kończy w tym roku 20 lat. W tym czasie doczekał się czterech generacji, a najnowsza z nich kilkanaście miesięcy temu przeszła facelifting (odmianę przed zmianami już testowaliśmy). Uaktualniono głównie detale – nowe są przednie lampy, lekko inny jest wzór grilla, a światła z tyłu są teraz wykonane w technologii LED. Standardowa wersja dostała też inny zderzak – ten w XT pozostał bez zmian. Można powiedzieć: kosmetyka, aczkolwiek zdecydowanie pozytywna. Forester zachował klasyczny wygląd, a nowinki dodały trochę świeżości. Operacja udana.
Odpowiedzialni za lifting byli jeszcze bardziej oszczędni jeśli idzie o wnętrze. Nowa jest przede wszystkim kierownica – niemalże identyczna do tej, którą znamy z uaktualnionego XV. Co prawda Subaru zapewnia, że zastosowało materiały lepszej jakości, poprawiło wyciszenie, nadało ekranom wyższą rozdzielczość, ale to, co ponadto rzuca się w oczy, to nowy kolor tapicerki. Brązowa skóra to element wyposażenia opcjonalnego, który wprowadza do kabiny sporo ożywienia. Kształty są nadal mocno konserwatywne, ale wnętrze stało się bardziej przytulne. Choć kolorystyka to oczywiście kwestia gustu.
Co ważne – jakość wykończenia stoi na wysokim poziomie. Od kilku lat marka spod znaku Plejad zrywa ze spartańskim klimatem i w tej chwili wnętrzom Subaru nie można wiele zarzucić. Spasowanie, same materiały, gustowne przeszycia – jest bardzo dobrze. Naturalnie, nie brakuje tu trochę archaicznie wyglądających przycisków, jak choćby „patyk” do zerowania przebiegu, lecz to typowo japoński klimat. System multimedialny Starlink też jest w porządku; należy raczej do tych prostszych, aczkolwiek płynność działania i responsywność wyświetlacza zasługują na pochwałę. Jeśli miałbym się czepiać, to skupiłbym się na plastikach w dolnej partii deski rozdzielczej. Są trochę za twarde. Istotne jest jednak to, że w ciągu tygodniowego testu nie usłyszałem nawet jednego trzasku. Mamy tu po prostu silne poczucie solidności.
Do spraw pragmatycznych jeszcze wrócimy. Testując auta w Project Automotive, zawsze, gdy mam do dyspozycji bardziej sportową wersję danego modelu, staram się skupić głównie na wrażeniach zza kierownicy. Forester XT to topowa odmiana, jeden z najszybszych SUVów w klasie, zatem płynnie przejdźmy do części najciekawszej. Jak to jeździ?
Szybko. Może nie powalająco szybko, ale pełne otwarcie przepustnicy robi wrażenie. Całość spotęgowana jest wymiarami – muszę przyznać, że dynamiczna jazda autem tej wielkości ma swój klimat. Układ jezdny dotrzymuje kroku mocy – zawieszenie zestrojono dość sztywno, aczkolwiek na dziurach nie wypadną nam plomby. To ciągle bardziej auto użytkowe niż sportowe, co trochę ujawnia się, gdy dojedziemy do pierwszego zakrętu. Nie zrozumcie mnie źle: jak na SUVa i tak jest znakomicie, ale przechyłów nadwozia nie unikniemy. Szybkie przemierzanie zakrętów wymaga przyzwyczajenia, bo auto prowadzi się bardzo pewnie, ale trochę nurkuje – zarówno przy skręcaniu, jak i hamowaniu. Co ciekawe, pierwsze poddają się opony – Bridgestone’y Dueler H/L przy bardziej gwałtownych manewrach wyraźnie prosiły o litość.
Największym skarbem Forestera jest jego układ kierowniczy. Bardzo bezpośredni, idealnie wyważony, super-precyzyjny – sprawia wrażenie jakby przeszczepiono go wprost z WRX STI. Dodajmy do tego mocne hamulce i dostajemy zupełnie niespotkany w klasie pakiet. Lekko zawodzi niestety dźwięk, ponieważ próżno szukać w nim charakteru.
Za przeniesienie napędu odpowiada bezstopniowa skrzynia biegów. Zazwyczaj słysząc skrót „CVT” reaguję na niego alergicznie, ale muszę oddać, że ostatnimi czasy producenci mocno dopracowują tę technologię. Już jakiś czas temu Subaru stało się pierwszą marką, w której konstrukcja tego typu mnie nie irytowała; sprytne oprogramowanie zbliżyło doznania do klasycznego automatu. Lineartronic ma zresztą niezaprzeczalną zaletę – w mieście pracuje wyjątkowo gładko.
Standardowo, w ustawieniach Intelligent i Sport, skrzynia emuluje 6 biegów, a gdy tryb jazdy przełączymy w opcję Sport Sharp do naszej dyspozycji zostanie oddanych aż 8 przełożeń. Możemy je zmieniać również za pomocą łopatek. Co prawda sam moment przejścia pomiędzy wirtualnymi biegami jest trochę przeciągany, ale na tle bezstopniówek stosowanych przez konkurencję jest wyraźnie lepiej. Mimo wszystko, zabawa ze skrzynią mechaniczną byłaby jeszcze lepsza, lecz niestety w tej wersji jest ona niedostępna.
Test Subaru nie byłby kompletny bez wspomnienia o legendarnym układzie 4×4 S-AWD. To, plus 22-centymetrowy prześwit, brzmi jak przepis na dobrą zabawę w umiarkowanym offroadzie. Pomoże nam w tym też tryb X-Mode, czyli ustawienie napędu, w którym moment obrotowy rozdzielany jest nie tylko pomiędzy przednią a tylną osią, ale również prawym, a lewym kołem. System współdziała z asystentem zjazdu ze wzniesienia i wyłącza się powyżej prędkości 40 km/h. W praktyce zdolności Forestera przerosły moje oczekiwania – bez problemu poradził sobie nawet na lekko błotnistej ścieżce. Dodam, że musiał tam ruszyć ze startu zatrzymanego. Zero kłopotów, w końcu nazwa zobowiązuje.
Wszystko ma jednak swoją cenę. Zsumujmy: wysokie nadwozie, brak systemu start-stop, 4×4, turbodoładowanie i 240 koni. Co nam z tego wychodzi? Niemałe spalanie. To zresztą dość łagodne określenie; 15 litrów benzyny na 100 km w mieście to sporo, ale z drugiej strony… są ku temu powody. Dłuższa podróż pozwoli zbić średnią do około 8 litrów paliwa na setkę (9 na autostradzie).
W trasie docenimy też wyciszenie kabiny. Może to nie poziom Forda Edge’a, gdzie izolacja jest niemal kompletna, ale zarówno szum wiatru, jak i dźwięk motoru w żaden sposób nie doskwierają. Lekki minus za długość siedzisk foteli – mogłoby być pokaźniejsze. Osoby w drugim rzędzie na pewno nie będą narzekać na brak miejsca na nogi. Nad głową jest trochę ciaśniej, bo przestrzeń zabiera szyberdach, co wcale nie oznacza, że miejsca w jakikolwiek sposób brakuje – wyjątkiem będą może osoby ze wzrostem co najmniej 190 cm. Przestronności dopełnia 505-litrowy bagażnik z dojazdowym kołem zapasowym. Jednak i tutaj mam uwagę – nie do końca rozumiem czas potrzebny do elektrycznego otwarcia/zamknięcia klapy. Łagodnie mówiąc, proces ten nie należy do najszybszych.
38 000 Euro – czyli około 160 000 zł – tyle przyjdzie nam zapłacić za w pełni wyposażonego Forestera XT. Identycznie wyceniono topową wersję z 2-litrowym turbodieslem o mocy 147 koni. Cennik modelu startuje od 25,5 tysiąca Euro (107 566 zł) za Forestera 2.0i Active (150 KM).
Trudno dla XT znaleźć konkurenta – silnika benzynowego o podobnej mocy nie zaoferuje nam praktycznie żaden producent w tym segmencie. Najbliżej będzie Volkswagen Tiguan 2.0 TSI 220 KM (dostępny tylko ze skrzynią DSG i napędem na 4 koła). Niemiecki SUV w takiej konfiguracji kosztuje co najmniej 163 790 zł, a po wyrównaniu wyposażenia z Subaru… jego cena grubo przebije granicę 200 000 zł. Trzeba też pamiętać, że samochód z Japonii jest nieco większy.
Rynkowy sens turbodoładowanego „leśnika XT” postrzegam na dwa sposoby. Po pierwsze, to świetna propozycja dla fana marki, a po drugie: dla osoby wertującej rynek z dwoma kluczowymi słowami “SUV” i “frajda”. Wszelkie zalety są na miejscu: przestrzeń, zwiększony prześwit, wysoka pozycja za kierownicą, spory bagażnik – a zapas mocy bez wątpienia rysuje na twarzy uśmiech.
Co więcej, uważam, że Forester XT to zdecydowanie lepszy wybór niż wersja wolnossąca. Szczególnie, gdy zależy nam na automatycznej skrzyni. Różnica w cenie pomiędzy identycznie wyposażonymi samochodami to 17 000 zł, a szybki rzut oka na dane techniczne rozwiewa wątpliwości: 150 koni kontra 240, 11,8 s do 100 km/h… przeciwko 7,5 s. Warto rozważyć. Pamiętajcie tylko o budżecie zatytułowanym: „wizyty na stacjach benzynowych”. Kompromisem będzie odmiana z dieslem.
Czy zatem topowy wariant Forestera to dobra propozycja? Jak najbardziej. Pomijając, że to bardzo porządny SUV, to na grillu skrywa tajną broń – odpowiedni znaczek. I nie, nie chcę brzmieć jak osoba powielająca schematy, że Subaru to auta, które „coś w sobie mają”, ale… tak po prostu jest. Nie zepsuje tego nawet bezstopniowa skrzynia – to w tej klasie zdecydowanie najbardziej nastawiony na kierowcę pojazd. A pierwsze wciśnięcie gazu naprawdę potrafi zaskoczyć. Polecam sprawdzić.
Tagi: 2.0 turbo, 2.0xt, cvt, forester, forester 2017, forester facelifting, forester xt, forester xt prezentacja, forester xt recenzja, forester xt test, lineartronic, platinum, Subaru, subaru, subaru forester, subaru forester 2.0xt, subaru forester tekst, subaru forester test, subaru forester xt, xt
Obecnie po rabatach w podobnej cenie mozna kupic Stelvio z 200KM silnikiem benzynowym, moc mniejsza ale przyspieszenie jest troszke lepsze niz w Subaru. Stelvio bedzie wygodniejsze ale Forester ma lepsze właściowości “terenowe”
Nie powiedziałbym, że Stelvio 200km lepiej przyśpiesza niż Subaru. Forester XT ma tryb Sharp gdzie zmierzone przyśpieszenie wynosi 7.2 do 100. Jeździłem Stelvio i XT i efekt przyśpieszenia jest wg mnie lepszy w XT.