Pamiętacie jeszcze czasy, kiedy każda hybryda robiła szał i koniecznie musiała wyglądać jak przybysz z nadchodzących czasów? Przyszłość jest dziś i… wcale nie robi szokującego wrażenia. To właśnie może oznaczać, że Kię Niro czeka murowany sukces.
W motoryzacji często jest tak, że jakieś nowoczesne rozwiązanie techniczne poparte jest także równie oryginalną stylistyką. Wystarczy spojrzeć na Toyotę Mirai – choć na dobrą sprawę jest to zwykły sedan, to nawet jeśli nie wiedzielibyśmy o napędzie wodorowym, wydumana karoseria zdradza, że to samochód skrywający w sobie coś interesującego. Podobną taktykę przyjęto z Priusem, gdzie każda kolejna generacja coraz bardziej zwraca na siebie uwagę. Dziś silnik elektryczny w zwykłej osobówce nie jest już dla nikogo niespodzianką, a i auta projektowane wyłącznie z myślą o napędzie hybrydowym odchodzą na boczny tor. Wspomniany Prius przegrywa znacząco ze stonowanym Aurisem czy RAV4, a na podobny model zdecydowali się ostatnio tylko koreańscy producenci – Hyundai z Ioniqiem oraz Kia z modelem Niro. I o ile ten pierwszy sylwetką zdecydowanie nawiązuje do pionierskiej Toyoty, to ten drugi, któremu poświęcimy dziś więcej czasu, prezentuje o wiele bardziej zachowawczą stylistykę.
Nie można jednak powiedzieć, że Kia nie ma w sobie nic intrygującego. Już samo zakwalifikowanie auta do któregoś z segmentów jest dość trudne – to niby crossover, ale nie udaje żadnej terenówki. Z drugiej strony prezentuje się zbyt zgrabnie na kompaktowe kombi, choć nie ma mowy o tak dynamicznych liniach jak w przypadku Hyundaia Ioniqa – brata bliźniaka, lecz jedynie pod względem technologicznym. Taki „pudełkowaty”, acz wciąż nietypowy kształt daje nadzieje na dość funkcjonalną przestrzeń wewnątrz. I rzeczywiście, Niro jest rozsądnie rozplanowane, ma sporo miejsca na tylnej kanapie i względnie duży bagażnik. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli ktoś będzie próbował KIĘ porównać do aut kompaktowych to może ona wypaść na ich tle nieco blado.
Samo wnętrze jednak robi naprawdę pozytywne wrażenie i trudno się tu do czegoś przyczepić. Jeśli ktoś poszukuje sensownego, dobrze poukładanego kokpitu, gdzie priorytetem jest ergonomia, a nie efektowny wygląd, to nie musi sięgać po coś z grupy VAG – na podobnym poziomie znajduje się już Kia. Nie oznacza to, że wnętrze Niro wygląda nieciekawie – nie ma tu fajerwerków, ale to dobry przykład nowoczesnego designu, który okazuje się bardzo przystępny przy codziennym użytkowaniu. Jakby tego było mało, Kia może być naprawdę porządnie wyposażona. W standardowej odmianie M ma już automatyczną klimatyzację czy radio z 5-calowym ekranem, zaś w najwyższej wersji XL znajdziemy choćby elektryczną regulację fotela kierowcy, audio JBL czy indukcyjną ładowarkę do telefonu. Za dopłatą dostaniemy jeszcze do tego skórzane obicia foteli czy szklany dach – niczego nie brakuje.
Skoro rozmawiamy o aucie hybrydowym, nie sposób nie poświęcić więcej miejsca dla napędu. Kia prezentuje dość klasyczną konfigurację z silnikiem spalinowym i wspomagającym go agregatem elektrycznym ładowanym jedynie podczas jazdy. Być może w ofercie pojawią się także odmiany plug-in i w pełni zelektryfikowana (widnieją już one w gamie Ioniqa), ale i standardowa hybryda ma kilka ciekawych technologicznych zagrywek. Motor spalinowy to 1.6 GDI o mocy 105 koni, który pracuje – podobnie jak w hybrydowych Toyotach – w bardziej oszczędnym cyklu Atkinsona. Gdy dodamy do niego pomoc silnika elektrycznego razem otrzymamy wynik na poziomie 141 KM. Ta moc przenoszona jest na przednią oś (nie ma opcji 4×4) za pomocą skrzyni DCT o sześciu przełożeniach. I tu mamy najprzyjemniejszą odmianę względem japońskich konstrukcji wykorzystujących bezstopniowe przekładnie CVT. Niro jeździ się jak zwykłym benzyniakiem, jego charakterystyka jest dużo bardziej przyjazna i nie ma tu żadnego technologicznego szoku. W przypadku Lexusa czy Toyoty potrzeba trochę przyzwyczajenia, a nawet należy traktować użycie skrzyni CVT jako pewnego rodzaju wyrzeczenie. Tu nie ma o tym mowy. Kia zawsze jest cicha, nie straszy wyciem spod maski przy przyspieszaniu, a do tego o wiele prościej zmierzyć przysłowiowe siły na zamiary przy wyprzedzaniu. Automat działa tu zresztą naprawdę inteligentnie.
Co prawda patrząc na dane techniczne, Niro jest nieco wolniejsze zarówno od Aurisa, Priusa, czy nawet bliźniaczej propozycji Hyundaia, ale w praktyce spisuje się naprawdę nieźle. Oczywiście, hybrydową Kią raczej należy przemieszczać się spokojnie, ale auto nie zrobi nam problemów przy nieco bardziej dynamicznej jeździe. Mam tu na myśli zarówno pracę układu napędowego, jak i układu jezdnego. Niro nie sposób porównać z najlepszymi kompaktami, ale zachowuje sporą neutralność i na pewno prowadzi się o niebo lepiej od każdego SUVa. Przy okazji cyferek jest jeszcze jedna statystyka, przy której koreańska hybryda nieco odbiega od popularnych modeli Toyoty. To spalanie, czyli rzecz wybitnie istotna w przypadku tego rodzaju napędu. Porównując dane producenta Niro będzie palić nawet do pół litra więcej na 100 kilometrów od Japończyków i zdecydowanie należy wrzucić spory kamyk do ogródka KII, ale z drugiej strony wciąż mówimy o naprawdę niskich wartościach, zwłaszcza w mieście. Co prawda nie uświadczymy tutaj trybu w pełni elektrycznego, ale na baterii możemy kawałek przejechać odpowiednio korzystając z gazu.
Pora jeszcze zadać sobie jedno istotne pytanie – ile to wszystko kosztuje? W pełni wyposażona Kia Niro wyceniona będzie powyżej 120 tysięcy złotych, choć z mniejszą liczbą bajerów można zakręcić się blisko granicy 100 tysięcy. To znacząco mniej od Priusa, ale umówmy się – to nie ten model jest istotny w tej rozgrywce. Na rynku aut hybrydowych karty rozdaje Auris Hybrid i pod samym względem ekonomicznym to Toyota będzie tańsza, nawet przy pełnym doposażeniu i w odmianie kombi. Inna sprawa, że koreańska propozycja daje nieco więcej gadżetów i wykończenie na wyższym poziomie, a także napęd, który może wielu bardziej przypaść do gustu. Jest jeszcze jeden model, któremu Niro może podebrać klientów, ale tu nie trzeba się nawet wybierać do innego salonu. Kompaktowa hybryda może okazać się alternatywą dla Sportage’a. Wysokoprężny SUV powinien palić nieco więcej, a nie zapewni lepszych osiągów. Będzie też trochę droższy, a raczej nie oferuje zbyt wielu dodatkowych argumentów. Niro wygląda więc na bardzo przemyślany model, który może wykorzystać popularność kilku segmentów.
Tagi: 2017, Auto Test, dct, galeria, gdi, hybrid, hybryda, kia, Kia, kia niro, kia niro test, niro, niro test, pierwszy kontakt, tekst, Test, xl