Kiedy myśleliśmy, że nic w motoryzacji nas nie zaskoczy i możemy spokojnie przyglądać się coraz bardziej normalnym autom elektrycznym… Chiny zmieniły nasz pogląd na świat.
Kojarzycie takie małe, śmieszne autko produkowane ponad pół wieku temu pod nazwą BMW Isetta? Co by o nim nie mówić stało się jedną z legend motoryzacji, a jej jedyne – otwierane do przodu – drzwi były jedną z cech wyróżniających samochód. BMW produkowało przez pewien czas także odmianę przedłużoną Isetty o nazwie 600 (nie mylić z Fiatem). „Sześćsetka” miała czworo drzwi: jedne po lewej stronie, dwoje po prawej i jedne z przodu samochodu. Całe szczęście, że chociaż tego konstruktorzy firmy Suzhou nie wzięli za wzór. A prawa autorskie? No cóż. To Chiny…
Wykorzystano natomiast wygląd samochodu, jego dziwaczne proporcje oraz bryłę nadwozia. Unowocześniono parę elementów, ucywilizowano sposób wsiadania do auta (para drzwi z każdej strony i nieotwieralny przód) i wsadzono motor elektryczny. W ten sposób Chińczycy stworzyli małe auto miejskie napędzane energią elektryczną, czyli coś, co na tamtym rynku sprzedaje się rewelacyjnie.
Auto napędzane jest jednostką o mocy 7 koni mechanicznych i rozpędza się do maksymalnie 60 km/h. Zdaniem producentów pojazd jest w stanie pokonać 120 kilometrów na jednym ładowaniu, chociaż pasażerowie, deszcz, wiatr i opór stawiany przez asfalt zapewne zmniejszy realny zasięg o kilkanaście procent.
Wygląd wnętrza twardo trzyma się realiów lat 90. XX wieku. Jest prosto, nieco topornie, zapewne śmierdzi trampkami. Suzhou nie postawiło na wszechobecne ekrany, nawet kineskopowe. Zegary są standardowe, wskazówki dzielnie pną się do góry by wskazać kierowcy, czy już zbliżył się do magicznej, nieprzekraczalnej dla tego auta bariery 60 km/h.
Z samochodu można się oczywiście śmiać, drwić z jego wyglądu, topornego wnętrza czy tandetnego wykończenia. Sęk jednak w tym, że dzięki lokalnemu prawu, które nie wymaga od producentów wyposażania samochodów we wszystkie znane ludzkości systemy bezpieczeństwa i dzięki stosunkowo prostej konstrukcji jest ono tanie w produkcji i co za tym idzie – atrakcyjne na rynku. Eagle kosztuje w przeliczeniu na polską walutę 17 000 zł. Jeżeli nadal wierzycie w rządowe programy, które zwolnią nas z 2% akcyzy lub o zapewnieniach europejskich producentów o autach elektrycznych dla ludu, po prostu jedźcie do Chin i zobaczcie jak to się robi.
Tagi: bmw, bmw isetta, chiny, elagle, elektryczny, elektryk, na prąd, suzhou, suzhou eagle, tani samochód elektryczny, tanie auto