Pamiętacie takie auto jak Hyundai Sonata? Amerykańsko wyglądający krążownik szos, z 2-litrowym silnikiem pod maską. Festiwal skrzypiącego wnętrza i niezbyt urodziwego wyglądu zewnętrznego…
W Stanach Zjednoczonych bliźniakiem dla Sonaty była Kia Optima, znana na starym kontynencie jako Magentis. Zachęcała komfortem i egzotyką, zniechęcała kosztami użytkowania. W momencie kiedy coś się zaczęło psuć rachunek za części rósł do wartości bezwypadkowego Passsata B5 TDI, jeżdżonego przez lekarza z rocznika 1908 z domu do sklepu, raz w tygodniu.
Tymczasem, prawie 10 lat później, Kia zmieniła nazwę modelu na Optima i zaczęła współdzielić komponenty z innym Hyundaiem – i40. Jednak niech was nie zwiedzie to teoretyczne zejście o klasę niżej, do segmentu D. Optima mierzy niespełna 5 metrów długości, a tylna kanapa może spokojnie powalczyć nawet z Superbem. Przy czym możemy wybierać spośród łącznie trzech różnych pakietów stylistycznych: standardowy model, wersja usportowiona GT czy też GT-Line oraz takie auto jakie testujemy, czyli Plug-In Hybrid. Wyposażona jest ona w charakterystyczne błękitne dokładki i teoretycznie niczym nie wyróżnia się w stosunku do zwykłej wersji. Swój ukryty elektryczny potencjał zdradza jedynie drugi „wlew paliwa” umieszczony przy drzwiach kierowcy. Pas przedni natomiast zmodyfikowany został w sposób optymalizujący przepływ powietrza. Tutaj ciekawostka – wloty powietrza są „aktywne” i same się zamykają lub otwierają, tak by działać jak najbardziej efektywnie. Zmian dopełniają 17-calowe felgi, prawie całkowicie zakrywające tarcze hamulcowe. Wszystko w imię zmniejszonych oporów powietrza. Cierpi na tym niestety wygląd, bo o ile z przodu Optima w tej wersji wygląda elegancko, o tyle tył auta wydaje się być nieco ociężały. Ale jest to już w pełni indywidualna kwestia.
Pod maską dostajemy do dyspozycji 2-litrowy silnik benzynowy o mocy 156 koni mechanicznych, wspomagany przez agregat elektryczny o mocy 67 koni mechanicznych, a całość sprzężona jest z klasycznym 6-biegowym automatem. Łączna moc układu to 205 KM i 375 Nm momentu obrotowego. Na papierze osiągi nie wyglądają może zbyt wyjątkowo – setka w 9,4 sekundy oraz prędkość maksymalna poniżej 200 km/h, do tego masa własna ponad 1700 kilogramów. Jednak dzięki silnikowi elektrycznemu auto zdaje się być bardzo elastyczne i da się nim pojechać dynamicznie. Możliwe jest również przemieszczanie się Optimą tylko i wyłącznie na silniku elektrycznym, a zasięg w takiej sytuacji to około 50 kilometrów spokojnej jazdy. Pozwalają na to akumulatory o pojemności 9,8 kWh, a ich naładowanie do pełna ze zwykłego gniazdka zajmuje około 5 godzin. Jeśli natomiast znajdziemy szybką ładowarkę, na przykład udając się na zakupy do centrum handlowego, możliwe jest skrócenie tego czasu o połowę, przez co droga powrotna do domu również upłynie nam w całkowitej ciszy. W trybie elektrycznym maksymalnie pojedziemy 140 kilometrów na godzinę, a przy mocniejszym wciśnięciu gazu do pracy budzi się jednostka spalinowa, przy czym cały ten proces odbywa się niezwykle płynnie i bez niepotrzebnych szarpnięć.
Producent twierdzi, ze Optima w wersji hybrydowej zadowoli się nawet dwoma litrami paliwa na setkę przy spokojnej jeździe. Jest to możliwe – pod warunkiem, że zaczynamy jazdę z pełnymi akumulatorami. W normalnej trasie natomiast będzie to nieco więcej, ale nadal wynik w okolicach 5-6 litrów w trybie hybrydowym można uznać za bardzo dobry, zwłaszcza, że jest to jednak kawał limuzyny. Czuć to też w zakrętach, gdzie nadwozie delikatnie wychyla się (w granicach rozsądku rzecz jasna), a ciasne nawrotki nie będą najprzyjemniejszym środowiskiem dla tego auta. Znacznie lepiej sprawdzi się w długich łukach, przy czym sam układ kierowniczy jest po prostu poprawny, przekazujący nam wystarczającą ilość informacji z kół, lecz mogłoby być lepiej. Cóż, kto powiedział że 200 koni mocy zawsze będzie oznaczać sportowe wrażenia z jazdy?
I tutaj przechodzimy do wnętrza. Moim zdaniem to jednocześnie najlepszy, jak i… najsłabszy punkt omawianego auta. Kokpit jest bardzo przestronny, zarówno w pierwszym, jak i drugim rzędzie, a same fotele i wyciszenie wnętrza zasługuje na pochwałę. Przez co Kia dobrze sprawdzi się zarówno na krótkich, jak i długich trasach, a o przyjemność podróżowania zadba też odpowiednio bogate wyposażenie podstawowe. Obejmuje ono reflektory LED, nawigację z systemem audio Harman Kardon, system bezkluczykowy, kamerę cofania, czy też półskórzaną tapicerkę. Opcjonalnie (za dopłatą 5,5 tysiąca złotych) otrzymamy pełne skóry, oba fotele przednie będą regulowane elektrycznie i wentylowane, a fotel kierowcy dodatkowo wyposażymy w pamięć ustawień. Za kolejne 10 tysięcy dokupić można pełen pakiet asystentów jazdy (aktywny tempomat, monitorowanie martwego pola, utrzymywanie pasa ruchu, asystent parkowania, kamery dookoła auta), a dach panoramiczny to dodatkowe 4 tysiące złotych. Całość składa się na kwotę przekraczającą 180 tysięcy złotych.
No i tutaj zaczynają się schody. Pierwsza sprawa – sama dopłata do wersji hybrydowej to 40 tysięcy. Druga sprawa – cena Optimy Plug-In to już poziom niebezpiecznie bliski modelu Stinger (cóż, za ekologię trzeba płacić). I trzecia, ostatnia rzecz. O ile sama obsługa urządzeń pokładowych jest bardzo intuicyjna i prosta, a całość jest rozplanowana w sposób ergonomiczny, o tyle wydaje się, jakby wnętrze miało już parę lat na karku. Plastiki w dotyku nie są wybitnie przyjemne, a patrząc na sam design nie powiedzielibyśmy, że to auto za prawie 200 tysięcy. Tutaj zdecydowanie lepiej wypada Toyota Prius czy też Volkswagen Passat w wersjach Plug-In Hybrid.
Specyficzny układ napędowy testowanego auta wymusił też delikatne zmiany. Przed kierowcą zamiast klasycznych zegarów mamy dwa wskaźniki. Prawy to klasyczny prędkościomierz ze wskaźnikiem ilości paliwa w baku, lewy natomiast – zamiast obrotomierza – ukazuje obecny stan napędu hybrydowego oraz wskaźnik naładowania baterii. Między nimi natomiast znajdziemy mały kolorowy wyświetlacz komputera pokładowego, który w pierwszej chwili sprawia wrażenie dość mało intuicyjnego.
Drugą, poważniejszą z punktu widzenia użytkowego zmianą, jest bagażnik Optimy. Baterie systemu hybrydowego wymusiły zmniejszenie jego pojemności do 305 litrów, co jest wartością o 60 litrów mniejszą niż w Priusie. To też 100 litrów mniej od Passata GTE. W porównaniu do innych aut marki? Jest to aż 200 (!) litrów mniej od zwykłej Optimy, oraz zaledwie o 50 l więcej niż kufer malutkiego modelu Picanto. Sytuacje ratuje obecna w ofercie wersja kombi, przez co zachowamy napęd hybrydowy przy jednocześnie relatywnie sporym bagażniku (440 litrów).
Jaka jest więc przewaga tego typu hybrydy? Nie jest ona wyposażona w bezstopniową skrzynię biegów, przez co przyspieszeniu nie towarzyszy przeraźliwe wycie silnika, oraz to, że spokojnie możemy korzystać tylko z trybu elektrycznego w drodze do pracy. Przy obecnym stanie elektromobilności w naszym kraju, jest to moim zdaniem idealny wybór. Planując dłuższą podróż po prostu podjedziemy zatankować zwykłe paliwo, zamiast stać na mrozie i 5 godzin obserwować wskaźnik naładowania baterii.
Czy jednak warte jest tego dopłacanie 40 tysięcy złotych i pozbywanie się znacznej części bagażnika? Myślę, że niekoniecznie, ale mając tego typu hybrydę, możecie uzyskać pozwolenie na jazdę w miejscach niedostępnych dla normalnych spalinowców.
Tagi: 2017, 2017 kia optima, Auto Test, dane techniczne, hybrid, hybryda, hybryda plug-in, Kia, kia, kia optima, kia optima 2017, kia optima hybrid, kia optima hybryda, kia optima jazda próbna, kia optima opinia, kia optima plug in, kia optima prezentacja, kia optima test, kia optima zdjęcia, optima, pierwszy kontakt, plug-in, plug-in hybrid, spalanie, Test