W ostatnich dniach zapewne sporo słyszeliście o Fordzie Mustangu. Wszystko za sprawą przejeżdżającej przez Polskę kawalkady Mustang Race, w której udział wzięło 50 uczestników w egzemplarzach z najróżniejszych lat produkcji. Z okazji tej skorzystał krajowy importer Forda, organizując polską premierę najnowszej generacji modelu.
Prezentacja i pierwsze jazdy testowe odbyły się w ośrodku Sobiesław Zasada Centrum w podpoznańskich Bednarach. Pozytywnym zaskoczeniem była obecność uczestników wspomnianego wcześniej zlotu, którzy oddali nam do wglądu swoje maszyny. Nie brakowało topowych odmian, jak np. Shelby GT500, ale znalazło się również miejsce dla klasycznych modeli pierwszej generacji.
Gwiazdą dnia był jednak wprowadzony po raz pierwszy na europejski rynek Mustang szóstej generacji. Zanim jednak o nim wspomnę, pozwólcie, że zbuduję napięcie, zgodnie z moim harmonogramem tamtego dnia. Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy podzieleni na 4 grupy, a ja szczęśliwie trafiłem do tej z najciekawszym układem – zaczynaliśmy od krótkiej próby w Focusach ST, by następnie udać się na gokarty, a dopiero potem zasmakować dania głównego – najpierw podczas próby technicznej, a na koniec szybkościowej.
Po krótkiej odprawie zaczęliśmy zabawę. Ford Focus ST od niedawna występuje zarówno w wersji wysokoprężnej, jak i benzynowej. Mając już doświadczenia z dieslem, skierowałem się ku benzynie. Podczas próby nie mieliśmy miejsca by poczuć moc 250-konnego motoru, gdyż pętla stawiała bardziej na naukę pewnych odruchów. Ćwiczyliśmy awaryjne hamowanie, omijanie przeszkody, opanowanie poślizgu. Dopiero w końcowej fazie okrążenia mieliśmy okazję przejechać szybciej dwa zakręty oraz sprawdzić jak auto poradzi sobie w slalomie. Wrażenia? Jak na przednionapędowy samochód bez mechanicznej szpery – Focus zaskakująco dobrze radził sobie w ciasnych partiach przy niemałej prędkości.
Jazda gokartami stawiała na zabawę i miłe spędzenie czasu. Po 45 minutach przystąpiliśmy do clue programu, jakim bez wątpienia była przejażdżka wozem z galopującym koniem na grillu.
Jaki jest Mustang, każdy widzi. Sylwetka absolutnie nie do pomylenia z jakimkolwiek innym autem, jednak trzeba przyznać, że najnowszy model wygląda najatrakcyjniej od lat. Przetłoczenia na bokach, charakterystyczny tył nawiązujący do generacji z lat sześćdziesiątych, bardzo gustownie zaprojektowany przód. Amerykański rodowód auta ujawnia się także w środku, gdzie widać polepszenie jakości materiałów, choć luksusów spodziewać się nie możemy.
Widząc wersję V8, którą importer dostarczył w bardziej jaskrawych kolorach – czerwonym i żółtym – jak najszybciej zająłem miejsce za kierownicą, czterocylindrowca zostawiając na później. Pierwsze co mnie urzekło to widok długiej maski, który nadaje rewelacyjny klimat. Do tego bardzo dobra pozycja za kierownicą, siedzimy nisko, a ściśle otacza nas fotel Recaro. Cieszy też umiejscowienie skrzyni biegów, a już przy pierwszym hamowaniu poczułem, że hamulce mają ogromny potencjał, ale do ich wyczucia potrzeba chwili. Vis a vis fotelu pasażera znajdziemy przyjemny akcent – plakietkę “Mustang. Since 1964”.
Kilka suchych faktów na temat wersji pięciolitrowej – 4.8s do setki, 421 koni mechanicznych, elektroniczne ograniczenie prędkości do 250km/h.
Pierwszy test odbywał się na technicznej pętli, gdzie mieliśmy sporo nawrotów, slalom, dwa wjazdy na płytę poślizgową i jeden trójkowy zakręt. Sztywność nadwozia i bezpośredniość układu kierowniczego to dwie cechy, które momentalnie przyszły mi na myśl. Opór na kierownicy jest niemały, a jego wartość możemy zmieniać w kilku trybach. To co urzeka najbardziej, to dźwięk pięciolitrowego, wolnossącego motoru. Jest to śpiew, w którym można się zakochać.
Po kilku kółkach przesiadłem się do czterocylindrowego EcoBoosta w wersji kabrio. Pojemność 2,3l w przypadku tak legendarnego samochodu wygląda na nieporozumienie, dlatego też z pewnymi obawami przystąpiłem do jazdy. Tutaj dane techniczne prezentują się następująco – 314 koni, przyspieszenie 0-100 w 5.8s i również 250km/h prędkości maksymalnej. Od razu poczułem kilka różnic – pedał sprzęgła chodzi zdecydowanie lżej, fotele nie mają tak znakomitego trzymania bocznego, hamulce są zdecydowanie łagodniejsze, a i konstrukcja zawieszenia stawia bardziej na komfort. Mimo tych kilku różnic, po przejechaniu garści zakrętów i paru przyspieszeniach stwierdziłem, że Mustang EcoBoost to wcale nie takie straszne połączenie, jak wygląda na papierze. Dźwięk silnika, szczególnie na wyższych obrotach, ma coś z legendarnej amerykańskiej masywności, choć trzeba być świadomym, że swój udział w tym mają głośniki. Charakterystyka jednostki zaskoczyła bardzo na plus – zarówno elastycznością, jak i samymi osiągami. Nie możemy zapomnieć też, że silnik ten zawsze spali kilka litrów benzyny mniej. Czy jednak tego chce osoba kupująca Mustanga? Jeśli w grę wchodzi codzienne użytkowanie, być może tak. Jedno jest pewne: motor ten za kilka miesięcy zadebiutuje w Focusie RS i jestem pewien, że tam będzie znakomity.
Na koniec zawędrowaliśmy na teren pasa startowego lotniska Bednary, gdzie ułożona została próba szybkościowa. Kilka szykan, szybkie zakręty, długie proste – tutaj mogliśmy sprawdzić samochód na pełnych obrotach. Podczas tej próby zdecydowałem się na odpowiednią kolejność – najpierw EcoBoost, potem V8. Wrażenia z czterocylindrowca były pozytywne, to również sportowy samochód z krwi i kości. Dopiero jednak przesiadka do wersji GT pozwoliła na podbicie emocji – czulsze hamulce, sztywniejsze zawieszenie, szybsza jednostka i dźwięk, którego nie są w stanie podrobić nawet najlepsze głośniki. Samochód podczas jazdy na limicie zachowywał się bardzo przewidywalnie, a ukłony należą się również instruktorom, których obecność po prawej stronie pozwoliła nam na stuprocentowe zapoznanie się z charakterystyką auta.
Podsumowując ten pełen emocji dzień; legenda przywędrowała do Europy i jest bardzo dobrym samochodem. Na koniec przeanalizujemy cennik. Wersja 2.3 startuje od 157 000 zł, koszt V8 to co najmniej 178 000 zł. 21 000 zł dopłaty. Czy to dużo? Jestem zdania, że za prawdziwy amerykański charakter i fenomenalny dźwięk to okazja. Trzeba tylko pamiętać, że GT to wersja bezkompromisowa, przeznaczona dla osób, które specjalnie nie liczą spalania i nie wymagają wielkiego komfortu. Reszty klientów, szukających ładnego coupe, EcoBoost również nie zawiedzie.