8 kwietnia 2017 Relacje Autor: Wiktor Smogór

Poznań Motor Show 2017

Poznańskie targi Motor Show przyzwyczaiły nas do bardzo wysokiego poziomu i kolejna edycja w żaden sposób nas nie zaskoczyła. Tak jak sądziliśmy – było jeszcze lepiej niż w poprzednich latach.

W tym momencie zwykle znajdują się dywagacje na temat tego czy imprezę można w jednym szeregu stawiać z jej europejskimi odpowiednikami, ale to chyba nie powinno być aż tak istotne. Ważne jest to, że mamy regularny event, który na stałe zagościł nie tylko w kalendarzu dziennikarzy motoryzacyjnych, ale też wszystkich tych pośrednio związanych z motoryzacją. Nie oszukujmy się – to jeden z najważniejszych samochodowych weekendów w roku w naszym kraju, a dowodów potwierdzających tę tezę jest naprawdę sporo.

Nie będziemy jednak pisać o tłumach, które jak zwykle zalały targowe hale (i to nawet w tzw. “dzień prasowy”), nie będziemy podkreślać różnorodności wystawców, nie będziemy mówić o konkursach i o tym, jak ważne pod względem marketingowym jest to wydarzenie. Pozwólcie też, że nie będziemy opisywać wszystkich stoisk – jest tego naprawdę sporo. Uwagę poświęcimy temu, co tak naprawdę przyciąga nas wszystkich na Motor Show i temu, co naszym zdaniem świadczy o tym, że mamy do czynienia z poważnym wydarzeniem – samochodom.

Oczywiście sposobów na zwiedzenie hal targowych jest wiele, ale zapewne dla większości odwiedzających wizyta na Motor Show 2017 zaczęła się podobnie, czyli z bardzo grubej rury. Chyba najbardziej obszerną i najbardziej efektowną wystawę przygotował Mercedes. Tak naprawdę było tu wszystko – od klasyków, przez gorące nowości, aż po prototyp. Szkoda tylko, że do Poznania przywieziono starszy concept rodem z targów we Frankfurcie, a nie genewską świeżynkę, jednak biorąc pod uwagę, że na całej imprezie próżno było szukać innych prototypów, to IAA Concept robił spore wrażenie. Kontrastowała z nim grupa zabytkowych modeli, gdzie oprócz kultowej “beczki” znaleźć można było takie perełki jak 190SL czy też 190E Evo II. Kto jednak preferuje nowsze auta także miał tu dla siebie niemałą gratkę. W ramach celebracji 50-lecia AMG w Poznaniu pokazano niemal wszystkie aktualnie oferowane auta noszące logo dywizji rodem z Affalterbach – na czele z groźnie wyglądającym AMG GT R. Nam wyjątkowo do gustu przypadł inny duet, ciut bardziej przyziemny – znakomicie skonfigurowane egzemplarze nowej klasy E w nadwoziu coupe i cabrio. Kto by w ogóle chciał mieć S-klasę?

Choć obchód rozpoczął się od mocnego uderzenia to dalej wcale nie jest gorzej. Kolejną halę opanowały auta związane z BMW – poza kilkoma modelami tej właśnie marki po raz pierwszy na Motor Show pojawiła się Alpina z modelami B5 i B7, było też MINI oraz bardzo silna reprezentacja Rolls-Royce’a. Obok tego ostatniego stoiska nie dało się przejść obojętnie – cudowny Dawn, dostojny przedłużany Ghost i specjalna edycja Wraitha określana jako Black Badge skutecznie przyciągały zainteresowanie i pobudzały zmysły niezwykłą dbałością o detale. Co ciekawe, wcale nie gorzej wyglądało sąsiadujące stoisko Infiniti, które z roku na rok zyskuje coraz więcej klientów i przy okazji zdaje się zyskiwać więcej przestrzeni wystawowej na targach. Tu gwiazdą był kolejny prototyp – wulgarny Project Black S. To dość agresywna wariacja na temat Q60. Raczej trzeba traktować ją jako badanie rynku, bo choć sami uważamy, że coupe Q60 nie potrzebuje już nic więcej, by wyglądać zjawiskowo, to trzeba przyznać, że i to auto budziło spore zainteresowanie.

Kolejny etap to już stała pozycja programu, jak zwykle powalająca swoją skalą. Mowa o hali pojazdów grupy Volkswagena, gdzie pokazano po prostu wszystkie oferowane przez koncern modele. U marki spod znaku VW królował nowiutki Arteon, który z zewnątrz zapowiada ciekawą stylistyczną przyszłość firmy, otoczony przez przeróżne odmiany zmodernizowanego Golfa. Seat pokazał zupełnie nową Ibizę, z bliska obejrzeliśmy też odświeżonego Leona. Skoda to zaś głównie wciąż świeży Kodiaq oraz nowa Octavia, w przypadku której już niedługo wszyscy zapomnimy, że te światła budziły kiedyś jakiekolwiek kontrowersje (co nie znaczy, że nam się podobają…). Gamę Audi zdobiło oczobijące, żółte R8 Spyder w parze z o wiele bardziej zachowawczym SQ5. Z kolei u Porsche debiutowała Panamera ~~kombi~~ Sport Turismo, która będzie sprzedawać się świetnie, bez względu czy tego chcemy, czy nie.

Takich mniej lub bardziej gorących nowości na Motor Show było naprawdę sporo. W kolejnych halach mieliśmy na przykład Volvo XC60, które mimo szumnej premiery wciąż zdawało się nam nieco przytłoczone przez genialne modele z serii 90. Cieszy jednak, że podobna filozofia zaczyna docierać także do niższych modeli i szwedzką markę zdecydowanie wpisujemy na listę naszych ulubionych. Na niej mogłaby się znaleźć blisko Mazdy, która na swoim stoisku oprócz gamy aut solidarnie pomalowanych w lakier Soul Red pokazała pewną czarną, a raczej… szarą owcę. Mowa o MX-5 RF, które może nie należy do najświeższych nowości, ale wyjątkowo przypadło nam do gustu.

Najwięcej uwagi przyciągnęła jednak inna marka, ta która od 70 lat znana jest pod logo cavallino rampante – Panie i Panowie, Ferrari. Wreszcie w Poznaniu pokazano auta z najwyższej z możliwych półek. LaFerrari Aperta na żywo robi piorunujące wrażenie, ale niestety obawiamy się, że dla wielu odwiedzających targi będzie to jedyna szansa w życiu, by zobaczyć to auto na własne oczy. Niemal prosto z Genewy do Poznania przyjechało też niesamowite 812Superfast, w mocno podkreślającym bojowy charakter matowym lakierze. Do tego jeszcze piękne 488 Spider i GTC4 Lusso. Najlepsze stoisko? Zdecydowanie.

Konkurencja jest jednak spora, bo niedaleko można było znaleźć wystawę innej drogiej marki. Aston Martin pokazał bardzo dostojny duet – poniekąd znanego już Vanquisha S i świeżynkę w postaci znakomitego DB11. Przegapić nie można było też oczywiście Maserati, a sporo innych egzotyków znaleźć można było w innych halach – tu warto wspomnieć o stoisku Pachura Moto Center z m.in. R8 ABT, czy Motula z torową wersją McLarena 650S GT3. No i chyba największa kontrowersja nie tylko tej edycji – Arrinera Hussarya, tutaj także w wersji drogowej. I znów rozgorzała dyskusja i znów mamy sporo przeciwstawnych opinii…

Wróćmy jednak do nowości, których sporo przedstawiła grupa FCA. Co prawda trochę bez echa przeszła premiera Jeepa Compassa, ale to chyba dlatego, że tuż obok ustawiono Alfę Romeo Stelvio, a dalej… Giulię Quadrifoglio. Powiemy krótko – bardzo, bardzo nas cieszy, że ta marka znów ma się tak dobrze! Był też znakomity Abarth 124 Spider, a u Fiata wart odnotowania model 500 Riva czy też pełna gama popularnego Tipo. Skoro mowa o nieco bardziej przyziemnych sprawach to wspomnieć warto o premierze Citroena C-Elysee, bardziej pojemnego Peugeota 5008 (którego jednak niełatwo będzie odróżnić od 3008), nowej twarzy Suzuki Swift, nowym Nissanie Micra, czy też Hyundaiu i30 – pokazanym także w odmianie Wagon.

Spore zainteresowanie wzbudziła Kia i nie mamy tu wcale na myśli szeroko komentowanej urody hostess… Gwiazdą nie tylko tego stoiska, ale i całych targów był na pewno model Stinger. Tak prezentujące się auto spokojnie mogłoby nosić znaczek o wiele bardziej prestiżowej marki i przyznajemy, że na żywo prezentuje się nawet lepiej niż na zdjęciach. W zamian nieco zawiedliśmy się na Hondzie, która pokazała szeroką gamę nowego Civica – od pojawiającego się na drogach hatchbacka, przez sedana (w domyśle zastępującego u nas Accorda), aż po budzącą największe emocje wersję Type R. Tu stylistyka budzi spore kontrowersje, ale liczymy, że właściwości jezdne będą na tyle dobre, że wszystkie dodatkowe dyskusje nie będą miały sensu.

Uwagę zwraca też fakt, że motoryzacja już dziś mocno skręciła w stronę aut elektrycznych. Miało to wyraźne odzwierciedlenie na targach, gdzie po raz pierwszy pojawiło się oficjalne przedstawicielstwo marki Tesla – nareszcie! I to od razu z modelami S i X, do których kolejka nie malała przez cały okres trwania imprezy. Także inni producenci zdecydowali się poświęcić swoje wystawy podobnej technologii: tak było z Toyotą świętującą 20 lat hybryd, która pokazała tylko samochody napędzane elektryczno-spalinowym tandemem, na czele z nowym Priusem Plug In Hybrid, czy też BMW, które mocno promowało przede wszystkim modele z serii i. Była nawet możliwość przejażdżki w i3, a oprócz tego na dziedzińcu można było przejechać się po terenowym torze w wersji “light” Skodą Kodiaq, a w wersji “pro” – nowym, sporo potrafiącym Land Roverem Discovery.

Sporo tego, prawda? Oczywiście znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to i tak zdecydowanie za mało, by liczyć się w Europie i rzeczywiście tak się może wydawać. Sami wciąż znaleźlibyśmy kilka uwag organizacyjnych, martwi też nieobecność kilku marek, ale nie zmienia to faktu, że na Motor Show chodzimy z wielką przyjemnością, a rozwój imprezy jest przecież nierozerwalnie związany z rozwojem naszego motoryzacyjnego rynku, a to wszystkich powinno cieszyć najbardziej.